Bardzo się cieszę, że Pan Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział postawienie akcentu na polski przemysł, na polską gospodarkę, na polskich przedsiębiorców. Obawiam się jednak, żeby taka zapowiedź nie pozostała jedynie sloganem.
Powiedzmy jasno: jeśli stawiamy na polskiego przedsiębiorcę, musimy pozwolić mu zakumulować środki, które będzie mógł inwestować. Nie możemy go zatem łupić, nie możemy podnosić mu obciążeń podatkowych. Decyzje inwestycyjne przedsiębiorcy będą zależały przede wszystkim od otoczenia rynku. Nie wystarczy też jedynie to, żeby miał pieniądze. On musi wierzyć, że pieniądze, które zainwestuje za kilka lat przyniosą mu odpowiedni dochód. Musi mieć sprzyjające warunki w kraju, pewność, że rząd nie będzie go zaskakiwał żadnymi nowymi podatkami. Nowe obciążenia fiskalne uderzają w najbardziej aktywnych przedstawicieli społeczeństwa. W tych, którzy podejmują decyzję, czy na przykład wybudować następną fabrykę, czy otworzyć następny sklep.
Brak inwestycji wynika dzisiaj przede wszystkim z braku takiego sprzyjającego klimatu. Nad tym powinniśmy się właśnie skupić: w jaki sposób będziemy zachęcać aktualnie przedsiębiorców do tego, by inwestowali swoje środki. To jest klucz do odniesienia sukcesu. Tworzenie dobrych warunków otoczenia biznesu decyduje najczęściej o tym, że inwestycje do jednego kraju napływają i miejscowy kapitał inwestuje, a w innych krajach tak się nie dzieje. Ostatnie 25 lat było nieprawdopodobnym rozwojem Polski. Dzisiaj mówimy, i słusznie, że nie będziemy dawać przywilejów kapitałowi zagranicznemu (choć od dawna już ich raczej nie widziałem), ale musimy pamiętać, że to właśnie ten kapitał pchnął nasz kraj do przodu. Dla przykładu, wielkie sieci handlowe sprzedają obecnie więcej polskiej żywności na całym świecie, niż w Polsce. To właśnie korporacje międzynarodowe wyciągnęły najwięcej eksportu z Polski – do swoich firm i fabryk. Na wielu rynkach jesteśmy dziś tylko dzięki tym światowym firmom. Większość eksportu to produkty produkowane w firmach z udziałem kapitału zagranicznego. Nie możemy się poruszać się od ściany do ściany. Od 25 lat mówiło się o tym, że polski kapitał zasługiwał na jakieś wsparcie. Pytanie tylko, czy teraz nie będziemy przypadkiem bardziej szukać nie tych, którzy mają coś do zaoferowania, a bardziej szukać źródła tego posiadania… Jeżeli skutecznie pokażemy, że traktujemy tych ludzi jako budowniczych polskiej gospodarki, to coś z tego będzie, ale jeśli traktować będziemy ich jako złodziei, to wiadomo czym takie nastawienie się skończy.
Cieszy mnie również położenie akcentu na rozwój innowacyjności polskiej gospodarki. Pod kilkoma jednak warunkami. Innowacyjność to często jedynie słowo – wytrych, które właściwie jest taką „oczywistą oczywistością”. Wiadomo, że jak mam konkurować z kimś, to muszę konkurować kreatywnością, nową technologią, lepszą organizacją pracy, czyli innowacyjnością. Warto jednak zwrócić uwagę, że najpierw powinniśmy zadbać o naprawę efektywności wydatkowania środków publicznych. Jeżeli tak ogromne środki topimy w nieefektywne działania, to nie starcza nam po prostu na działania efektywne. Dofinansowujemy co roku nierentowne górnictwo, prowadzimy nieudolną działalność sądowniczą, szkolnictwo, służbę zdrowia. Staliśmy się krajem niesłychanie silnych grup lobbingowych, które korzystają ze słabości państwa, nieustannie domagając się realizacji swoich wąsko pojętych interesów. W ten sposób zbyt wiele marnotrawimy środków i wówczas nie starcza nam na to, co jest solą rozwoju.
Kolejny warunek innowacyjności to otwarcie szkół wyższych na myślenie pro-biznesowe. Niestety nadal uczelnie bywają „księstwem w księstwie”. Dopiero rodzą się zespoły naukowców i ludzi biznesu, które efektywnie rozwijają innowacyjne projekty. Potrzebujemy na pewno więcej takich inicjatyw. Mile widzialne są również prężnie działające tzw. start-upy. Należy jednak zadać koniecznie pytanie związane z kryteriami ich finansowania. Dzisiaj wiele z nich istnieje tylko dlatego, że otrzymały środki, które konsumują, ale już nie rozwijają. Umierają często tak szybko, jak tylko pozyskane środki się kończą. Ja byłbym bardziej konserwatywny, jeśli chodzi o dostęp do tych środków. Jeżeli jesteś zdeterminowany, żeby otworzyć swoją firmę, to najpierw namów swoje otoczenie, żeby dało te pierwsze przysłowiowe 100 tys. Dopiero wtedy niech włączą się fachowe instytucje, które powiedzą, że dany biznes rokuje. Tworzenie warunków współpracy, sieci powiązań biznesowych oczywiście jest jak najbardziej odpowiednie, ale dawanie pieniędzy wiąże się jednak zbyt często z marnotrawstwem. Łatwo się bowiem wydaje nie swoje pieniądze.
Wojciech Kruk, Prezydent Wielkopolskiej Izby Przemysłowo-Handlowej