Rozmowa z Wojciechem Krukiem, Prezydentem Wielkopolskiej Izby Przemysłowo-Handlowej w ramach cyklu „Poznański prestiż rozmawia” #zostańwdomu.
Czy jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy wiadomo już było co się dzieje w Wuhan, był Pan sobie w stanie wyobrazić obecną sytuację?
Myślę, że nie tylko ja, ale i wiele innych osób uległo złudzeniu – oglądamy, czytamy, niby wszystko rozumiemy, ale wydaje się nam, że to jest daleko, że to nas „nie zaboli”. Przypominając sobie kilka poprzednich epidemii powinniśmy to pewnie przewidzieć, ale zabrakło wyobraźni. Na pewno zaskoczyła nas skala tego, co się teraz dzieje.
Czy jako państwo jesteśmy przygotowani na ten kryzys?
Może Pan to odebrać jako wypowiedź polityczną, ale taka jest prawda. Mamy nieodpowiedzialny rząd, który nie jest w stanie czegokolwiek przewidzieć. Przez okres bardzo dynamicznego wzrostu gospodarczego nie poczyniliśmy żadnych rezerw, zamiast tego był lawinowy wzrost wydatków, kupowanie poparcia politycznego. Jeśli Agencja Rezerw Materiałowych masowo skupuje węgiel, to później brakuje pieniędzy na respiratory. Dlatego w czasie wybuchu epidemii znaleźliśmy się w bardzo trudnej sytuacji. Naszym punktem startowym do walki z epidemią jest ogromny deficyt budżetowy, podczas gdy inne kraje europejskie mają zrównoważone budżety i duże rezerwy. Dlatego inne rządy pomagają, a nasz stara się sprawiać wrażenie, że pomaga. Mój siostrzeniec zarządza niewielką hurtownią jubilerską we Francji. Kilkunastu pracowników, niewielkie biuro. Kiedy tylko zaczął się kryzys z francuskiego urzędu skarbowego zadzwonił od niego urzędnik z prośbą o przesłanie aktualnych list płac – rząd będzie pokrywać 70% wynagrodzenia każdego pracownika pod warunkiem, że nikt nie straci pracy. Z banku natomiast, w związku z gwarancjami rządowymi, otrzymał pismo z informacją o możliwości zaciągnięcia dodatkowego kredytu do wysokości połowy ubiegłorocznego przychodu. To jest realna pomoc.
Jak sobie radzą przedsiębiorcy, z którymi ma Pan kontakt? Czy możemy się spodziewać radykalnego wzrostu stopy bezrobocia?
W naszym kraju nie lubi się przedsiębiorców, nie ma się do nich szacunku. Od czasów komuny traktuje się ich jak oszustów, a w ostatnich latach te negatywne emocje były jeszcze politycznie podgrzewane. Nie zauważa się, że to przedsiębiorcy tworzą miejsca pracy – a proponowana obecnie pomoc to wsparcie nie dla nich, ale dla ich pracowników. Wysokie koszty pracy w przypadku pracowników zatrudnionych na etacie „wypchnęła” część z nich na samozatrudnienie, które nie jest dowodem przedsiębiorczości – jak próbuje się to przedstawiać – ale racjonalności Polaków. Ale to właśnie te jednoosobowe firmy są pierwszą ofiarą obecnego kryzysu. Zwolnienie z ZUS–u i zapomoga od rządu sprawia, że katastrofa tych firm nie jest jeszcze widoczna w statystykach, ale to tylko kwestia czasu. Masowa redukcja etatów jest nieunikniona, jeśli przedsiębiorcy będą zachowywać się racjonalnie. Jeśli np. duża sieć odzieżowa ma 500 sklepów i zatrudnia 3000 ekspedientek, to co innego taka firma miałaby zrobić, aby ograniczyć koszty kiedy nie zarabia? Nawet jeśli podwoi obroty w Internecie niewiele to zmieni, bo sprzedaż online stanowiła przed epidemią np. 10%. Podobnie jest także w mniejszych firmach. Wyobraźmy sobie, że mamy drobnego przedsiębiorcę, powiedzmy z Krotoszyna, który zatrudnia kilkunastu pracowników. Przez całe życie uzbierał oszczędności, za które kupił w Poznaniu mieszkanie dla studiującej córki, a teraz z dnia na dzień przestał zarabiać. Czy powinien sprzedać to mieszkanie i wypłacać pensje pracownikom? Tego oczekuje od niego rząd, a on musi przecież mieć kapitał na wznowienie działalności po kryzysie. Do końca kwietnia będziemy mieli w Polsce dodatkowy milion bezrobotnych.
Jakie są Pana prognozy co do rozwoju sytuacji w najbliższych miesiącach?
Za dużo niewiadomych. Mądrzejsi będziemy w pierwszych dniach maja, kiedy dowiemy się, ile osób naprawdę straciło pracę, ilu Ukraińców wyjechało z Polski. Ich powrót do domu to na krótką metę dobra wiadomość dla polskich pracowników, ale w dłuższej perspektywie – tragedia dla polskiej gospodarki. Kolejna niewiadoma: czy w lipcu polskie góry i polskie morze będą „czynne” czy jeszcze „zamknięte”? Jeśli ta druga opcja – mamy kolejne setki tysięcy bezrobotnych.
Jakie są Pana prognozy co do rozwoju sytuacji w najbliższych miesiącach?
Pracuję w trybie wideokonferencji, do biura przyjeżdżam tylko wtedy, jeśli muszę podpisać dokumenty. A prywatnie piszę pamiętniki, robię to już od 10 lat, ale teraz wreszcie mam na to więcej czasu. Na razie powstało ponad 300 stron historii mojej rodziny na przestrzeni ostatnich 200 lat.
Z Wojciechem Krukiem rozmawiał Michał Gradowski.